Dziś dzień lenia: spanie do dziewiątej, pranie do jedenastej i opuszczam kemping w południe, żeby pozwiedzać Burgos. Objazd rowerem z sakwami nie sprawia problemu, dużo ścieżek rowerowych, a już w starym mieście w wybraniu trasy zwiedzania pomagają błyszczące w bruku muszle wyznaczające szlak. Po zobaczeniu Parroquia de San Lesmes przy placu San Juan i katedry zdecydowałem się w jej sąsiedztwie na wyśmienity obiad pielgrzyma. Obżarty jak bąk ledwie wspiąłem się w połowę wzgórza zamkowego, by podziwiać panoramę miasta, ale wytarganie roweru wyżej przekraczało moje siły.
O piętnastej ruszam w dalszą podróż mając w planach raptem kilkadziesiąt kilometrów. Wolniutko, zaglądając do okolicznych wsi, leniwie pokonuję kilometry. W Tardajo spotkałem pierwszego rodaka, a właściwie rodaczkę, bardzo sympatyczną Ewę z Olsztyna, która właśnie zaczęła pielgrzymkę w Burgos.
Taś-taś, bez najmniejszego pośpiechu dotarłem wreszcie do Mergal de Fermanental i przed udaniem się na kemping zatrzymałem przy sklepie w centrum miasteczko po drobne zakupy. Nim zdążyłem zejść z roweru zagadał do mnie sympatyczny starszy pan, i mimo braku u mnie zrozumienia dla jego hiszpańskich słów, w połowie na migi, w połowie opierając się na intuicji, zaczęliśmy rozmowę. Na początku klasyka: skąd jestem, skąd jadę, a dokąd itp. Wreszcie z głupia frant zagadnąłem o kemping, a on na to, że go nie ma już od kilku lat. Zapytany, czy można tam bezpiecznie się rozbić, nie tylko zaprzeczył, ale do końca naszego spotkania wiele razy się upewniał, że nie będę tego próbował. Jose Louis jest Baskiem (powiedział to z ogromną dumą) pochodzącym z San Sebastian. Sam kiedyś przejechał rowerem z San Sebastian do Santiago. Bardzo się o mnie zatroszczył, przez kilka minut komentował moje pomysły na rozwiązanie problemu noclegu i wreszcie to on podsunął mi oddalony o 16 km kemping w Castrojeriz. Podziękowałem mu za pomoc, a on wspomniał o swojej żałobie po zmarłej dwa miesiące temu żonie prosząc, abym ją wspomniał w Santiago.
Tak się skończyło lenistwo, w rekordowym czasie pokonałem tych 16 km i zameldowałem się punkt 21-sza na kempingu przywitany przez poznanych w Burgos, jadących rowerami do Santiago Holendrów, którzy na mój widok od razu rzucili żartem, że za dobrze mi się spało, i dlatego teraz sapię. Zdecydowanie polecam ten niewielki kemping, bardzo miła obsługą, bardzo smaczna kuchnia, i na samym szlaku pielgrzymki.
Dobranoc