Przymierzam się do opisu dzisiejszego dnia jak pies do jeża. Co zacznę, to porzucam. Bo jak tu opisać nudę, żeby czytelnicy nie zaczęli rzucać jajkami w komentarzach?
Ryga jest nudna.
To mój bardzo subiektywny pogląd, z którym absolutnie nie wolno się utożsamiać, bo nie mam pojęcia co jest ciekawe, a co nie. Ale po mojemu Ryga nudna jest.
Całe szczęście miałem ogromnie ważną misję do wypełnienia, która pochłonęła całe przedpołudnie. Musiałem wyprać absolutnie wszystko, co ze sobą wiozę. Złamanie kodu da Vinci to był pikuś w porównaniu ze znalezieniem pralni samoobsługowej w tym mieście. Wujek google skierował mnie nawet do jakiejś, ale nie mogłem jej znaleźć, a ludność miejscowa na widok przetłumaczonego na łotewski przez google-translator terminu "pralnia samoobsługowa" robiła oczy wielkości talerzy. Wreszcie cudem chyba znalazłem reklamowaną w sieci pralnię Nivāla przy Lačplēša iela 21. Trudno ją znaleźć, bo wcale nie leży pod swoim adresem, tylko za rogiem, przy Akas iela. Ale poza tym była OK i po godzinie dźwigałem do hotelu torbę pełną czyściutkeńkich ciuchów.
Po południu postanowiłem dać drugą szansę miastu. Obszedłem najpierw rozszalałą wczorajszego wieczora starówkę. Dziś wyglądała na okrutnie skacowaną, bezbarwną i dziwnie przybitą. Każda jej chwila snuła się bez jakiegokolwiek uchwytnego celu. Poszerzyłem wiec krąg i zgodnie z ruchem wskazówek zegara zacząłem obchodzić całe centrum. Po kilku godzinach nabrałem przekonania, że Ryga mnie nie zachwyca. Owszem, ma sporo zabytków i ciekawych architektonicznie budynków, ale pokażcie mi miasto, które ich nie ma. Tu za to panuje jakiś architektoniczny haos. W centrum jeszcze dominuje art nouveau (choć i nim nie potrafię się zachwycać), ale z każdą przecznicą dalej nieład i bylejakość zaczynały dominować. Jednym słowem - nie jestem ryskim targetem. W całym tym znudzeniu największą atrakcją, jaka mnie dziś spotkała, była kanclerz Niemiec Angela Merkel, na którą natknąłem się przed House of the Blackheads. Chciałem ją nawet zaprosić na jakiś spacer, czy takie tam, ale ona na to, że musi z premierem Łotwy pogadać i w ogóle ważne sprawy ma. Nie naciskałem. Jej strata.
Kilka rzeczy z Rygi jednak zapamiętam pozytywnie. Wczorajszy nocny spacer uliczkami starego miasta, tymi pozbawionymi głośnej komercji, a dziś wizytę w porcie oraz spacer bulwarami wzdłuż Pilsētas kanāls.
Gorzej, że po wizycie w saunie i leniwym dniu, odgłosy deszczu za oknem nie mobilizują mnie do jutrzejszego kręcenia. Co to będzie?
Dobranoc.
P.S. Wybaczcie, że nie mam zdjęć z popołudniowych spacerów, ale nie zadbałem o baterię w komórce i padła.