Dzień piąty: Aragonia (370 km)

Dzisiejszy dzień to nagroda za skrócenie odcinka Barcelona-Saragossa z 4 do 3 dni. A Saragossa jest tego warte. Ponieważ spóźniłem się na biketour o godz. 11-tej postanowiłem sam go sobie zaplanować. Nie było to trudne, saragoskie Top5 nie jest zbyt rozrzucone w czasoprzestrzeni. W kilka godzin odwiedziłem polecane przez koleżankę muzeum Goi (warto było) oraz oczywiście Basilica de Nuestra del Sēniora del Pilar, a właściwie cały kompleks starego miasta ograniczony ulicą Cezara Augusta i rzeką. Palacio de la Aljaferia zobaczyłem tylko z zewnątrz, choć pewnie pożałuję kiedyś, że nie wszedłem do środka.
Saragossa jest stolicą Aragonii. Swoją drogą to ponoć jedyne miasto noszące nazwę rzymskiego cesarza, jego założyciela. Nie dziwię się, że utrwaliła się nazwa Zaragoza, bo CeasarAugustus każdemu sprawiłoby większą trudność w wymowie.
Saragossa zdecydowanie sprzyja rowerzystom: ścieżki rowerowe wzdłuż większości ulic, pomalowane na zielono, nierzadko w cieniu drzew, pozwalają na swobodną jazdę przez miasto bez niepotrzebnego stresu, ze znaczącą osłoną przed upałem i ew. kolizjami.
Na kempingu poznałem bardzo miłą parę nocującą po sąsiedzku, ona Hiszpanka, on z Kapsztadu. Bardzo mili, podzieliłem się z nimi winem z kostkami lodu a oni ze mną zimnym piwem. Takie znajomości bardzo się przydają na kempingach. Ryzyko, że traficie na notorycznych złodziei nie jest duże, a z kolei oni rozpoznając właściciela sąsiedniego namiotu z pewnością zareagują, gdyby przy nim grzebał ktoś inny.

PS. Korzystając z okazji chciałbym Was prosić o minutę uwagi. Rozważcie proszę możliwość wsparcia starań Konrada o powrót do zdrowia. Jeśli jakimś cudem trafiliście na ten mój dziennik, oceńcie - proszę, czy możecie wesprzeć Konrada.
Nie napiszę nic mądrzejszego niż na portalu Się Pomaga, na którym się o nim dowiedziałem.
https://www.siepomaga.pl/r/malisz
Ale bardzo proszę, postarajcie się.
Z góry dziękuję.
Dobranoc.

Zdjęcia (6)

Komentarze (4)