Ávila za dnia okazała się równie ładna jak nocą. Miałem okazję to sprawdzić spacerując chwilę przed południem. A potem w drogę, kierunek Madryt. Jak poradziła mi właścicielka Mistic Hostel w Ávila, wybrałem drogę AV-500, jej zdaniem może ambitną, ale za to nie szczędzącą widoków. I miała rację, ciągłe wspinaczki i drobne zjazdy, za to w fascynujących i trudnych do opisania okolicznościach przyrody. Wąska asfaltowa droga a wokół góry, połacie łąk, owce, byki etc. Jednym słowem: Kordyliery. Pięknie.
Wraz z wjechaniem do regionu Segovia droga nagle zmieniła nazwę na SG-500, ale dalej pozostała skromną i rzadko uczęszczaną, aż doprowadziła mnie do El Espinar, skąd jazda zaczęła się po narodowej N-VI. A dokładniej zaczęła się powolna i systematyczna wspinaczka na przełęcz Del León na wysokości 1511 mnpm. Po czterech godzinach wspinania i wczorajszym wysiłku na koniec dnia, dał mi ten podjazd zdrowo do wiwatu. Ale radość po dotarciu na szczyt była tak ogromna, że wzbudzała zdziwienie u kierowców widzących skaczącego do góry idiotę w kasku. Szczerze polecam każdemu, kto z Salamanki miałby jechać do Madrytu, aby wybrał te przejechaną przeze mnie w ciągu ostatnich dwu dni trasę. Także dlatego, że po wspinaczce było około dwudziestu minut prawdziwego szaleństwa, zjazd grubo ponad 500 mnpm niżej, momentami przy spadku 11%, całość na odcinku niewiele dłuższym niż 10 kilometrów. Szum w uszach niepowtarzalny!
N-VI niedługo za Guadarrama zbliża się do autostrady AP-6, więc dalsza jazda przez kilkadziesiąt kilometrów odbywa się pasem serwisowym wzdłuż autostrady. Dużo zjazdów i szybka jazda nie pozwalały uwieczniać na zdjęciach mijanych, usadowionych wysoko na skałach, kamiennych baszt, zameczków i ruin po fortyfikacjach. Im bliżej Madrytu ruch stawał się jednak coraz większy, aż wreszcie stał się naprawdę męczący i wymagał bardzo dużo uwagi. Mimo wszystko uważam, że miałem okazję przeżyć kolejny wspaniały dzień jazdy, z wieloma wrażeniami zastrzeżonymi wyłącznie dla bikersów.
Pozdrawiam i dobranoc