Jako że dziś piątek to i trasa krótsza. Nie wysiliłem się przesadnie i postanowiłem jechać wzdłuż narodowej N-III, która na przemian: to wznosiła się, to znów opadała. Czasem podjazdu trwały w nieskończoność. Na jednym z nich spotkałem jadącego z przeciwka Pascala, który jedzie wspomnianą przeze mnie wczoraj trasą z Gibraltaru, ale jego celem jest Francja. Ambitnie. Wymieniliśmy życzenia szczęśliwej podróży i rozjechaliśmy się, każdy w swoją stronę. Podróż nie sprawiała najmniejszych problemów, może trochę wspinaczka dawała się we znaki, ale za to cienka warstwa chmur łagodziła słoneczne promienie, przynajmniej do 16-tej. Od Minglanilla zaczął się najtrudniejszy fragment: długa wspinaczka urozmaicona przejazdem przez zaporę i kilka tuneli, wszystko na dość sporej wysokości. Ale N-III jest tu bardzo łaskawa: szeroka, o gładkiej nawierzchni, i - z racji sąsiedztwa autostrady prawie nie uczęszczana. W trakcie tej godzinnej jazdy spotkałem zaledwie 5 samochodów i jeden motocykl.
Tak dotarłem do położonego dość wysoko Villargordo de Cabriel, gdzie musiałem zawrócić na zachód drogą CV-4760, by dotrzeć do Kiko Park Rural. Wspaniały kemping, zawieszony wysoko ponad zbiornikiem Embalse de Contreras, do którego dojazd wiązał się po raz kolejny ze zmierzeniem się z lękiem wysokości.
Już w trakcie rozbijania namiotu zaczęły dochodzić mnie odgłosy burzy, a pół godziny później niebo nabrało koloru gencjany. Godzinę później był już grad, silny wiatr i ulewa. Kiedy piszę te słowa burza już przycicha, trochę jeszcze siąpi, ale na jutro pogoda zapowiada się pomyślnie. Dobrze, bo jutro mam w planie biwakować na plaży w Walencji, na brzegu Morza Balearskiego.
Dobranoc.