Początek dzisiejszego odcinka to niebywała przyjemność jazdy trasą rowerową opartą na starej linii kolejowej, która przebiegała przez wzgórza dochodzące miejscami do morza. Sporo wykutych w skale przejazdów, pół kilometrowy tunel itp. atrakcje, sprawiły, że ten etap musiał się podobać.
W planie miałem nocleg w delcie Ebru, więc byłem zmuszony skorzystać także z jazdy narodową N-340, która jest najlepszym sposobem na pokonanie miejsc, gdzie wzgórza dochodzą do samego morza. Może i zmusza do odrobiny wspinaczki, ale za to zapewnia szybkość.
Pomysł na nocleg w delcie był jednak umiarkowanie udany. Trafiłem na kemping, który - pewnie z powodu końcówki sezonu - wyglądał na nieczynny. Ale nie to było największym problemem.
Jeśli zastanawialiście się kiedyś, dokąd odlatują komary na zimę, to ja znam odpowiedź: one wszystkie są tu! Jest ich taki ogrom, że pośpiesznie rozstawiłem namiot na łapu-capu, po to tylko, by się w nim schować. Nic więcej nie zamierzam już dziś robić. Komary czekają na zewnątrz. Przez moskitierę widzę, jak śliniąc gapią się na mnie. Nie ma mowy, by cokolwiek mnie z namiotu wyciągnęło.
Świetny pomysł ta delta Ebru.